Mistrz: Historia legendarnego pięściarza Tadeusza „Teddy’ego” Pietrzykowskiego, który dzięki walkom na ringu ocalił swoje życie w niemieckim nazistowskim obozie koncentracyjnym i zagłady Auschwitz-Birkenau. Oparty na prawdziwych wydarzeniach dramat przedstawia nieznaną historię polskiego sportowca, który w miejscu zagłady stał się symbolem nadziei na zwycięstwo.
Pierwsze dwadzieścia minut „Mistrza” to sceny ukazujące codzienne i wszechobecne okrucieństwo życia w obozie koncentracyjnym. Pietrzykowski (Piotr Głowacki) z rodzinnego dworku trafia do miejsca, w którym każda chwila jest walką o przeżycie. Za dnia więźniowie są mordowani pod byle pretekstem, natomiast nocą większe grupy prowadzone są do komór gazowych. Po tym męczącym wprowadzeniu, przepełnionym brutalnością (której oko kamery nam zwykle nie oszczędza), Barczewski zaczyna wprowadzać elementy wyjęte z kina hollywoodzkiego.
Mamy przerysowanego do granic komendanta obozu (Marcin Bosak), niewinną i niemożliwą miłość dwójki młodych ludzi, jest też wyjęty z filmów o Rockym Balboa montaż treningowy. A między nimi znów okrucieństwo i powtarzająca się scena prowadzenia do komór gazowych. Rzecz w tym, że obie estetyki zupełnie do siebie nie pasują. Szczególnie że często otrzymujemy sztampę w najgorszym tego słowa znaczeniu, najbardziej doskwierającą w wątku znajomości Janka (Jan Szydłowski), podopiecznego Tadka, i pielęgniarki Helci (Marianna Pawlisz). Nie pomagają także naprawdę okropne dialogi, miejscami przywodzące na myśl „Legiony” Dariusza Gajewskiego.
Na szczęście filmowy Pietrzykowski mówi niewiele, a rola Piotra Głowackiego opiera się przede wszystkim na jego fizyczności i przytłumionej mimice. Aktor dosłownie niesie na swoich barkach dzieło Barczewskiego. W jego grze nie ma ani jednego fałszywego gestu i często jednym spojrzeniem potrafi uratować nawet pozornie najgorszą scenę. Niestety, nie dorównują mu pozostali członkowie obsady. Albo pojawiają się dosłownie na chwilę i nie mają szans na stworzenie zapadającej w pamięci kreacji (Marian Dziędziel), albo grają w kluczu nieprzystającym do całości (wspomniany Bosak), tudzież wypadają nieprzekonująco (Szydłowski). Najbardziej boli zmarnowany potencjał wątku rapportführera Gerharda (Grzegorz Małecki), którego ewolucja wypada zupełnie niewiarygodnie.
Komentarze
Film średni, ale jakość rewelacyjna
kozacki film
jak wam się nie uruchamia player po rejestracji to otwórzcie stronę na nowo, u mnie pomogło
Bardzo świetny film polecam
Zakończenie mnie totalnie zaskoczyło :o
Mnie też :)
8/10
Dzięki za film, nigdzie go nie mogłam znaleźć
dobry polecam
Załaduj pozostałe komentarze...